Tak, teraz już wiecie czym się zajmuję. Wrzesień dopadł mnie na całego. Ale wyszłam z tego obronną, a raczej... sprawną, ręką.
Przedstawiam przetestowany, wyselekcjonowany, przepis na
CIASTOLINĘ
Wiem, że długo kazałam na siebie czekać. Wrzesień jednak nie dał mi chwili wytchnienia. Nowa szkoła okazała się dla Kuby większym wyzwaniem, niż się wydawało. Trzeba było popędzać PPP w sprawie nauczyciela wspomagającego, ślęczeć nad ustawami, pisać pisma... Stowarzyszenie, w którym działam, obudziło się do życia po leniwych wakacjach. W domu tona jabłek czekająca na przetworzenie. Na bloga już nie starczyło czasu. Mam nadzieję, że mi wybaczycie :-)
Zostałam poproszona przez neurologopedę synka o zrobienie domowej ciastoliny, a że mam alergię kontaktową na pszenicę, musiałam zrobić bezglutenową. U mnie w domu i tak nie uświadczysz mąki pszennej :-) Nie miałam czasu ani weny na odkrywanie Ameryki, przejrzałam więc internet i przetestowałam kilka przepisów. Teraz chętnie przedstawię Wam te udane, bo reszta nadawała się tylko do śmieci.
Składniki (na taką ilość jak na zdjęciu plus dwa) równowartość 12 małych opakowań ciastoliny:
1 szkl mąki ryżowej białej
1 szkl skrobii kukurydzianej
1 szkl soli
4 łyżki winianu potasu/kamień winny/cream of tartare
2 szkl zimnej wody
2 łyżki oleju
barwniki
Wszystkie składniki mieszamy w garnku i gotujemy na małym ogniu cały czas mieszając. Najlepiej silikonową szpatułką. Mieszamy aź woda odparuje i zrobimy kulę w postaci miękkiej ciastoliny. Przekładamy do miski do ostygnięcia. Jak ciasto będzie już chłodne, dzielimy je na tyle części, ile mamy barwników plus jedną pozostawiamy białą. Barwimy każdą z części. Barwniki w płynie rozrzedzą ciasto, ale się tym nie przejmujemy. Barwimy w rękawiczkach żeby było łatwiej wyrabiać, chyba że wyrabiamy w robocie kuchennym. Na stolnicy rozsypujemy sodę oczyszczoną i porcjujemy ciasto. Każdy kolor, łącznie z białym, dzielimy w zależności od tego, jak dużą gamę kolorystyczną chcemy uzyskać i jak dużo ciasta mamy. Ja podzieliłam na porcje wielkości małego kubeczka ciastoliny. Odkładamy na bok po jednej z każdego koloru. Pozostałe połówki znów dzielimy na pół i teraz kierując się zasadą łączenia kolorów, intuicją lub zwyczajnie robiąc testy na małych kawałeczkach, łączymy po dwa kolory tak, aby powstał nam nowy kolor wielkości tych odłożonych porcji. Wszystkie kolory odkładamy żeby odpoczęły i po godzinie sprawdzamy które trzeba dopracować. Jeśli ciastolina wydaje się za twarda, kolor wypłowiały lub zwyczajnie barwnik za bardzo rozrzedził ciasto, wyrabiamy ją na stolnicy podsypując sodą oczyszczoną. Znów odstawiamy i dajemy ciastu odpocząć. Duży dodatek sody może spowodować, że ciastolina będzie przypominać piankolinę. Wtedy wystarczy dodać trochę soli żeby soda przestała spulchniać. Kiedy wszystkie kolory są już tej samej, właściwej konsystencji, formujemy wałki i umieszczamy w szczelnym pojemniku.
* dla uczulonych na którąś z mąk
Zastąp alergen taką samą ilością sody oczyszczonej. Zrób to w wysokim garnku i uważaj podgrzewając, bo soda się mocno spieni. Jeśli efekt końcowy będzie zbyt piankowy, dodaj do ciasta soli.
* dla małych pożeraczy
Nie polecam spożywać tego ciasta. Owszem niby jadalne, ale do jedzenia można zrobić o wiele lepszą masę używając moreli, suszonych śliwek, kaszy jaglanej i dozwolonych orzechów lub kakao. Lepiej nie uczyć dzieci zjadania mas plastycznych. O wiele lepiej jest zrobić razem wycinane ciastka i upiec twory małego rzeźbiarza. Nauczy go to w przyszłości wytrwale dążyć do celu i że praca daje efekty.
* dla tych co nie mają winianu potasu
Można zastąpić go kwaskiem cytrynowym, ale wtedy ciasto będzie rzadsze i nie będzie trzymać formy. Za to jak wyrobicie z solą, powstanie fajny efekt dźiękowy przy zabawie. Coś w stylu mokrego piasku.
Hmm, ciekawe))
OdpowiedzUsuń